W tym roku wszystkie drogi prowadzą do nalewki. Każdy owoc najchętniej zasypałabym cukrem i zalała alkoholem. Tylko zdrowy rozsądek i mąż mi na to nie pozwalają.
Przepis ten od Cioci Jasi, która w kuchni dość pitrasi. Na rodzinnym raz spotkaniu, szkoliła mnie w gotowaniu. Stąd ten przepis ucierany, na placuszek cud maślany.
Kocham zupę pomidorową! Cała moja rodzina też. Szczególnię, gotowaną latem z duszonych na maśle pomidorów. Zimą, ratujemy się przecierami własnej roboty. Wówczas wystarczy do garnka wrzucić kawałek mięsa, jarzyny, zioła, przecier z "piwnicy" i mamy prawdziwą pomidorówkę.
Wiśniówkę zlałam do butelek. Żeby się jej napić muszę czekać kilka miesięcy. Nie dawały mi jednak spokoju wiśnie, "efekt uboczny nalewki". Chciałam je wykorzystać do czegoś wyjątkowego, na specjalną okazję. Okazja się nadarzyła.
Już nigdy nie wezmę się za robienie nalewki wieczorem. Najpierw posprzeczaliśmy się o spirytus, kto ma po niego pójść do sklepu. Później poróżniło nas Dawida fotograficzne poczucie estetyki i moje praktyczne spojrzeniem na sprawę.