W tym roku wszystkie drogi prowadzą do nalewki. Każdy owoc najchętniej zasypałabym cukrem i zalała alkoholem. Tylko zdrowy rozsądek i mąż mi na to nie pozwalają.
Dostałam pigwę, od razu wiedziałam jakie jest jej przeznaczenie. Choć przepis wyraźnie mówi o dojrzałym, żółtym owocu, ja wykorzystałam malutkie, trochę zielone i twardawe sztuki. Ale pigwa cudnie odwdzięczyła się. Mimo, że drobna i młodziutka, zasypana cukrem wprost zalała się sokiem i odurzyła mnie niespotykanym zapachem. Od dziś jestem jej dozgonną fanką. No i mam obiecany kolejny jej zrzut, pod koniec września, wtedy podobno ma zupełnie dojrzeć. Bogusia, dzięki za przepis.
- 60-70 dag dojrzałej pigwy
- 1 kg cukru
- 0,5 l wódki
- 0,5 l spirytusu
Pigwę umyć, pokroić na małe kawałki, pozbyć się pestek i wrzucić do słoika. Zasypać cukrem, zakręcić i odstawić na 2 tygodnie w ciemne miejsce. Od czasu do czasu wstrząsnąć słoikiem, żeby cukier się rozpuścił. Pigwa puści dużo soku. Po 2 tygodniach zalać owoce i sok zmieszanym alkoholem, zamknąć słoik i ponownie odstawić w chłodne i ciemne miejsce na 14 dni. Co jakiś czas zawartość słoika powinna być pomieszana. Odcedzić nalewkę przez gazę i zlać do butelek. Pigwówka powinna leżakować kilka miesięcy, najlepiej pół roku.