Kalendarz podpowiada, że zbliża się okres, kiedy w piekarniku i na stołach rządzą miód, mak i orzechy. Początek grudnia to też wielka kumulacja imprez urodzinowo-imieninowych. Mając w planach bibę u Miśka, udało nam się wynegocjować wolną Barbórkę.
Chcesz słodkiego? Masz łaknienie? Ucisz rozum i sumienie. Ogrzej masło do miękkości, By przy łączeniu trudności Żadnych Tobie nie sprawiało, By się łatwo zagniatało.
Kiedy za oknem leniwie prószy śnieg, temperatura bezczelnie spada, a zapotrzebowanie na kalorie rośnie, gotuję grochówkę, rozgrzewa i zaspokaja wilcze apetyty. W mojej jadalni króluje, mimo swoich koszarowych korzeni. Groch, boczek, zioła, ta zupa ma kopyto.
Przygotowania do rogali rozpoczęłam wczoraj, stojąc w 15-metrowej kolejce, w osiedlowym markecie. Chciałam kupić biały mak, a dostałam niebieski, nie wiem co na to św. Marcin. A od samego rana, Dawid tłukł orzechy, ja parzyłam mak i kandyzowałam skórkę z pomarańczy, ale po kolei.
Będę kontrowersyjna, ale tego smaku z dzieciństwa nie znam. Pamiętam za to makron z jabłkami, pyszny, ale od pewnego czasu wolę jabłka łączyć z ryżem. Wczoraj na kolację zapiekłam ryż z szarą renetą, ale moja mięsożerna rodzina zrobiła mi afront.