Wiedziałam, że nie zdążę. Kulebiak pod ściereczką, makowiec ozdobiony, sernik stygnie, a mnie uda się tylko opisać kompot. Ale ponieważ nie ma wieczerzy wigilijnej bez kompotu, pochwalę się jak go robię, bo wychodzi pyszny.
- 0,5 kg suszonych śliwek (wędzonych)
- 0,5 kg suszonych jabłek
- 0,5 kg suszonych gruszek (wędzonych)
- 2 grube plastry cytryny
- laska cynamonu
- łyżeczka startego imbiru
- 6 l wody
- 2 łyżki miodu
Owoce wypłukać, zalać zimną wodą i ogrzewać powoli, na małym ogniu, nawet do godziny. Dzięki długotrwałemu dochodzeniu do wrzenia, owoce oddadzą, co najlepsze, słodycz, aromat i kolor. Dorzucić cynamon, imbir i cytrynę. Od zagotowania kompot pozostawić na ogniu tylko przez 3 minuty, żeby nie był zbyt mętny. Kiedy trochę przestygnie dodać miód, ilość według indywidualnych preferencji, trzeba jednak uważać, bo często suszone owoce są słodzone. Osobiście uwielbiam, kiedy nie jest całkiem zimny, dlatego przyrządzam go kilka godzin przed kolacją.