Piątkowy wieczór. Kupuję formę do tarty, będę ją testować. Przepis na tartę z limonką wygrzebałam w starym, czarno-białym miesięczniku kulinarnym. Próbuję, bo ma krótki czas przygotowania.
- 200 g ciastek kokosowych
- 400 g skondensowanego mleczka słodzonego
- 70 g masła
- 4 żółtka
- 125 ml tj. pół szklanki soku z limonek
- forma do tarty o średnicy 26 cm
Kokosanki wrzucam do malaksera, miażdżę, przesypuję do miski. W małym garnuszku topię masło, wystudzone wlewam do ciasteczkowej miazgi i porządnie mieszam. Przekładam do wysmarowanej masłem formy, wyrównuję i ugniatam łyżką. Podpiekam 10 minut w nagrzanym do 170 stopni piekarniku. Podczas gdy ciasto się wygrzewa, przygotowuję masę. Mozolnie wyciskam sok z limonek. W tym momencie sugeruję uśmiechnąć się do silniejszej części domowników. Niestety mój osobisty fotograf nie chce rozstać się z aparatem. Żółtka ubijam na puszystą masę, dolewam skondensowane mleczko i żmudnie uzyskany sok z limonki. Miksuję. Wylewam na upieczoną i wystudzoną podstawę. Całość dekoruję kilkoma plastrami limonki, nie zamierzam ich jeść, ale na zdjęciach wyglądają uroczo. Tarta ląduje w nagrzanym do 170 stopni piecu. Po kwadransie wyjmuję ją, czekam aż ostygnie i wkładam do lodówki.
Tarta limonkowa osiąga swój idealny słodko-kwaśny smak po kilkugodzinnym leżakowaniu w chłodziarce, wiem, bo jadłam i mam na to świadków.