Perypetie z torcikiem bezowo-kawowym

Chodził za mną, prześladował mnie, odebrał mi spokój i się nie udał...

Torcik bezowo-kawowy
Składniki: 
  • 6 białek
  • 250 g cukru pudru
  • łyżka mąki ziemniaczanej
  • łyżka soku z cytryny
  • (opcjonalnie: gotowe krążki bezowe)
  • 400 g gęstego, naturalnego serka homogenizowanego
  • 200 g śmietany 30%
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 80-100 g sypkiej kawy cappuccino
  • śmietan-fix

Do kuchni wkroczyłam pewnym krokiem, beza, phi, bułka z masłem. W misce ubiłam białka z dodawanym po łyżce cukrem. Pod koniec miksowania wsypałam mąkę ziemniaczaną i sok z cytryny. Wyszło cacy. Całość podzieliłam na trzy części. Na papierze narysowałam trzy okręgi o średnicy 20 cm, wyłożyłam na nie pianę i przez 70 minut, w temperaturze 130 stopni piekłam bezowe blaty. Przepraszam, nie piekłam, suszyłam. Wystudziłam, wyjęłam z pieca i westchnęłam z zachwytem. Uczucie uniesienia szybko zgasło, bo beza nie chciała odkleić się od papieru, nie wyschła jak należy. Od wyrzucenia zdradzieckich blatów powstrzymał mnie Dawid. Ostatkiem sił i skrawkami nadziei, zrobiłam krem. Schłodzoną śmietanę ubiłam z cukrem pudrem. Dodałam śmietan-fix, serek naturalny i sypkie cappuccino. Posmarowałam kremem blaty, górny też, dekorując wierzch prażonymi płatkami migdałowymi. Widok był cudny, serce mocniej zabiło, ale tort nie chciał się pokroić. Blaty przyklejały się do noża, krem wypływał, a mnie łezka rozpaczy spłynęła po policzku. Z niespełnionym marzeniem bezowym poszłam spać. Noc minęła niespokojnie, szukałam leku na całe bezowe zło. Rano niechętnie otworzyłam lodówkę, bezczelny torcik-niewypał, kpił, patrząc na mnie ze szklanej półki. W pracy zapomniałam o porażce, przecież czas leczy rany. A w domu czekała na mnie niespodzianka, ostatni, maleńki kawałeczek tortu i zadowolone miny domowników. Zjedli prawie wszystko. Przyznaję, z tortu bezowego wyszedł niezły deser cappuccino. Przekonałam się też o zbawiennym działaniu czasu na jego konsystencję.

Dziś jestem po kolejnym eksperymencie. Kupiłam gotowe krążki bezowe (ratunek dla zapracowanych) i posmarowałam je tym samym kremem, nie zapominając o bokach. Całość upstrzyłam prażonymi migdałami, uznanymi już za mój znak firmowy. Po kilkugodzinnym leżakowaniu w lodówce, tort zyskał cudowny smak, blaty nasiąkły kremem i pozwoliły się pokornie kroić. Kawowo-bezowe marzenie spełniło się chrupiąco.

Średnia: 5 (1 vote)

Odpowiedzi

Portret użytkownika Ewa

jakiś czas temu zrobiłam na gotowym blacie (choć w Warszawie nie znalazła, przywiozłam zapas z Krak)... rewelacja! szybki, pyszny i słodki deser